Hymny Kasprowicza po niemiecku
(Na marginesie tłumaczenia „Hymnów" J. Wyplera, Katowice, 1388).
Źródło: fantana 1938 nr 2 (grudzień), Rudolf Zofalik.
Wersję cyfrową przygotował: Czesław Mnich.

 
 Wydawnictwo::  Katowice : Selbstverlage des Übers
 Tytuł::  Hymnen. Aus dem Polnischen von Jan Wypler
 Autor::  Jan Kasprowicz
 Rok wydania::  1938
 Stron::  75
 Okładka::  miękka (zobacz zdjęcie)

     Tłumacz myślał zapewne o garstce tylko znawców, wydając ten tomik, który już zewnętrzną szatą wskazuje na treść niecodzienną, odbiegającą od szablonu. I rzeczywiście, trzeba być optymistą, aby dziś tłumaczyć — poezje. Wierzył jednak autor w to, że warto tłumaczyć Hymny, że utwór jest godzien jeszcze raz narodzić się w odmiennym zespole środków ekspresji, skoro w swą pracę tyle włożył duszy. Kwestia, czy warto się trudzić, jest dla tłumacza rzeczą drugorzędną, gdy rozkochany w swym dziele zadaje sobie pytanie: jaka też będzie jego postać, kiedy złożone w nim siły w innej zaczną działać materii. Innego uzasadnienia tłumacz nie potrzebuje.

     Wolno jednak zapytać, czy Hymny wniosą pewne wartości do obcego środowiska i czy zdobędą czytelnika. Każdy przekład ma rację bytu, o ile utwór literacki, będący w istocie czymś niepowtarzalnym, zachowuje w swoim nowym wcieleniu tę swoją odrębność, którą wyssał z gleby macierzystej. Powinien zaspokajać ten specyficzny głód egzotyki, który każe kulturalnemu człowiekowi szukać wartości życiowych i artystycznych poza ciasnym podwórkiem własnej kultury, na szerokim świecie. Tak zwana ideologia czy tematyka Hymnów tkwi co prawda w zagadnieniach ogólnoludzkich: miłości i śmierci, upadku i wzlotów człowieka, mimo to są one jednak czymś arcypolskim, jak muzyka Szopena lub światopogląd Słowackiego. Nawet ów pesymizm, choć zabarwiony fin de siéclizmem i tkwiący korzeniami w chrześcijaństwie, jest skąd inąd szczerze polski. Tyle w nim jest szlochu tego prostego człowieka, którego ogarniają jakieś dziwne wzruszenia, gdy śpiewa „Święty Boże..." I tyle jest w utworze melancholii polskiego krajobrazu. Jakże wyraźnie odcina się pesymizm Kasprowicza od kamiennej rozpaczy Leopardiego lub teoretycznego negatyzmu Schopenhauera i jego przedstawicieli literackich. Nie tylko wartości narodowe decydują o znaczeniu Hymnów. Manifestuje się w nich niepowtarzalna, odrębna osobowość cierpiącego geniusza.

     Nie pomylił się więc tłumacz, przekładając właśnie Hymny. Nie jest to pierwsza tego rodzaju próba. Przetłumaczył je i wydał Przybyszewski. Skromnie wtedy zaznaczył, że daleko im w tej nowej szacie do doskonałości i — powiedział prawdę. Potoczystość rytmu kasprowiczowskiego przeobraziła się w denerwującą, chaotyczną szarpaninę rytmiczną; skarżąca się przejmująco a wybuchająca miejscami melodia wewnętrzna utworu — w histeryczną krzykliwość. Wśród obrazów przejaskrawionych w manierze tłumacza często gęsto pojawiają się prozaizmy, a od czasu do czasu wyrażenie, które każe wątpić o jego dokładnej znajomości języka niemieckiego.

     O wartości przekładów Wyplera niech świadczy zestawienie fragmentów z „Święty Boże..."

Kasprowicz:

     „U stóp
     próchniejącego krzyża,
     gdzie w południowy skwar 
     bratnie się schodzą duchy,
     tłum zapomnianych mar,
     i, wśród spalonej usiadłszy murawy,
     jęk wyrzucają głuchy
     z skrwawionych łon..."

Przybyszewski:

     „Am Fusse
     des modernden Kreutzes.
     Grobt es dort, wo in der sonnigen Mittagshitze
     sich einen die Seelen in Sippschoftsliebe,
     das ungeheure Heer vergessener Gespenster,
     die, auf glutatmeneden Grastriften sitzend,
     auf ihren Herzen ein tobend Achzen und Stöhnen 
     hinaufbluten..."

Wypler:

     „..am Fuss hinab
     des moderschwanken Kreuzes,
     wo um den Mittagsbrand
     die Geistersippen sich versammeln,
     die vergessenen Geister aus dem Gespensterland,
     und auf versengte Grastrift niederschwirrend
     Klagen dumpf stammeln
     aus blutigen Schoss in ächzenden Gestöhn..."

     Pomijając to, że przekład Wyplera jest bardziej precyzyjny, zwarty i — dostojny, przede wszystkim podkreślamy subtelność w doborze wyrazów i dokładną znajomość Kasprowicza, objawiającą się w każdym szczególe. Tłumacz uświadamia sobie, że tłum zapomnianych mar, owe schodzące się bratnie duchy tkwią genetycznie w psychice ludowej. Stąd też ów „Gespensterland" pochodzący ze świata pojęć ludowych, tym razem - niemieckich. Niektóre fragmenty wzbudzają szczery zachwyt. N. p. Pochód śmierci w „Święty Boże", gdzie obrazowanie osiąga doskonałość oryginału, a może ją nawet przewyższa. Wizja przyrody, tej przyrody, która jest więcej duszą niż kształtem, zachowała w przekładzie swój właściwy wyraz i siłę działania. Nesamowity pochód krwawników, ostów, łopianów i rżysk ogromnych tchnie tym samym urokiem genialnego i potężnego polotu.

     O trudnościach, z jakimi walczył tłumacz, wymownie świadczą fragmenty mniej doskonałe. Niektóre fragmenty z „Mojej pieśni wieczornej": n. p. oryginał jest potoczysty, płynny i prosty.

     „O tej radości, o tym weselu,
     o tym cudownym, ukrytym zielu
     z za siódmej góry, z za siódmej rzeki,
     które na smutek słodkie ma leki..."

     W oryginale działają tego rodzaju proste, bezpretensjonalne partie siłą kontrastu, zaznaczającego się w rytmice, melodii i obrazowaniu. W przekładzie kontrast jest znacznie słabszy. Wiersze o różnej ilości głosek, o wahającym się miejscu cezury, stwarzają melodię bardziej „sztuczną", zawiłą, nie wyodrębniającą się tak dobitnie na tle niespokojnego toku całości. Pewna właściwość hymnu zatraca się w ten sposób.

     Trzeba jednak zaznaczyć, że jest rzeczą niejednokrotnie wprost niemożliwą: równie dobrze, przetransponować — i obraz i melodię.

     Skonfrontuję jeszcze dwa fragmenty z „Mojej pieśni" z przekładem, ilustrujące osiągnięcie tłumacza... i pewne potknięcia, które jednak nie umniejszają wartości utworu:

     „... Wali się bryłami
     na cielska płonących gór,
     na popiół smereków  spalonych ..."

     Obraz jest wyraźny, rytmika zdecydowana, zwarta. Przekład: „... schleudert seine lohenden Blöcke auf die ungeheuren Leiben der entflammten Berge und auf die Archen haufen der verbrannten Fichtenbäume". - Melodia „wewnętrzna" oryginału uwydania lotność, siłę, rozmach, przekład wyraża ciężar, ogrom.

     A w dalszym ciągu:
     „Płoną jeziora
     sto wód się pali
     i tysiąc dróg!"

U Wyplera:

     Auflohen die Seen,
     hundert Gewässer flammen
     und tausend Wege!"

     Tu zgodność jest zupełna. Reasumując, trzeba stwierdzić, że tłumacz musiał w niektórych wypadkach wybierać między obrazem i melodią. Naogół dążył do wyrazistości obrazu, z większym pietyzmem odnosił się do wizji niż do dźwięku. Uwypuklał więc niektóre szczegóły obrazu, który w przekładzie staje się bardziej wyrazisty. Nieraz przez to traci tę specyficzną siłę towarzyszącej mu melodii, jest wierny, ale mimo to inny. Takie „usterki" nie upoważniają jednak do zarzutów. Jako całość przekład jest doskonały i stanowi poważną pozycję w dziedzinie, gdzie mamy do odrobienia poważne jeszcze zaległości. Byłoby rzeczą pożądaną, aby tłumacz (znany zresztą z przekładu „Sędziów" Wyspiańskiego) wybrał to, co najistotniejsze i najwartościowsze w twórczości Kasprowicza — i dał zainteresowanemu czytelnikowi niemieckiemu pewną syntezę. Mam na myśli: fragmenty z „Ballady o słoneczniku", .,0 bohaterskim koniu i walącym się domu", z Księgi ubogich" i z „Mojego świata".

       Rudolf Zofalik

Źródło: Fantana